Postanowiłam wykonać badanie w ramach NFZ, bo przecież też mam do tego prawo, płace składki i dlaczego w zasadzie mam wykonywać wszystkie badania prywatnie? Czekałyśmy miesiąc, a gdy już nadszedł ten moment Pani, która je wykonywała zapytała mnie dlaczego w zasadzie to robimy. Rozumiecie??? Bo ja nie. Mam skierowanie od lekarza, a tu pytanie dlaczego. Więc przytoczyłam kobiecie, to co było wpisane na skierowaniu, czyli: brak oczekiwanego przyrostu masy u dziecka. Ale to nie wystarczyło, bo pani postanowiła drążyć temat. I zaczęła wypytywać mnie dalej dlaczego, czy mieści się w centylach, czy zaczęła spadać? Bardzo się oburzyła, gdy stwierdziłam, że ja z lekarką rozmawiam o tym, czy Mała prawidłowo przybiera i jak mogę jej pomóc, nie rozmawiamy o centylach, bo to mnie nie interesuje. Przy pierwszym dziecku faktycznie analizowałam te wszystkie siatki, a teraz to mnie interesuje tylko czy moje dziecko jest zdrowe i czy prawidłowo się rozwija; po jasną Anielkę mi centyle. Dopiero po poinstruowaniu mnie, że na końcu naszej książeczki zdrowia są siatki centylowe i żebym je sobie porównała, Pani zaczęła badanie. I się zaczęło, że dziecko zrobiło siusiu i że ma pełny brzuszek, bo jadło. Pytałam zapisując Olę na badanie, czy mam ją jakoś do niego przygotować, ale uzyskałam odpowiedź, że nie, wiec jak każda matka nakarmiłam dziecko przed wyjściem z domu, żeby nie płakała. 8-miesięczne niemowlę nie mogę zmusić do tego, żeby nie zrobiło siusiu, bo ma pampersa, po za tym jest za małe. Jeśli będziecie musiały kiedyś wykonać małemu dziecku USG brzuszka to wiedzcie, że nie ma wskazań do szczególnego przygotowania do badania. Czytaj dalej profilaktyka? ale po co?
Polityka prywatności, czyli jak dbam o twoje dane.
Mój Drogi Czytelniku,
Ten wpis jest inny od pozostałych, ponieważ jest POLITYKĄ PRYWATNOŚCI BLOGA. W życie wchodzi nowe Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych, w skrócie RODO, które również i na mnie nakłada obowiązek poinformowania Cię jak chronię Twoją prywatność.
U mnie Twoje poufne dane są bezpieczne, mimo licznych ciasteczek, możliwości śledzenia i komentowania. Komputer, system blogowy i inne miejsca przetwarzania i przechowywania danych są zabezpieczone hasłem. Dane osobowe są gromadzone z należytą starannością i chronione przed dostępem przez osoby nieupoważnione.
Każdy ma prawo do edycji, usunięcia i ograniczenia przetwarzania danych – pamiętaj, że mogę odmówić z uwagi na realizację celów zbierania danych.
Każdy czytelnik na blogu podaje swoje dane dobrowolnie, jednak niezbędne jest to do dodania komentarza i kontaktu ze mną.
KIM JEST ADMINISTRATOR DANYCH PRZETWARZANYCH NA BLOGU MATKA-BEZ-PHOTOSHOPA?
Administratorem danych jest Monika Przedpełska, zamieszkała w Wyszkowie, województwo mazowieckie – czyli ja. Adres email: matkabezphotoshopa@int.pl lub monika.przedpelska@o2.pl
Napisz do mnie, jeśli tylko masz wątpliwości co do tego, jak gromadzę i przetwarzam Twoje dane osobowe.
KILKA DEFINICJI:
Czytelnik: każda osoba, która wchodzi na stronę bloga, nawet jeśli tylko na chwilę. Każdy może zamieścić swój komentarz i napisać do mnie.
Kontakt email: każdy może do mnie napisać na ogólnie dostępny adres: matkabezphotoshopa@int.pl. Wysyłając do mnie wiadomość wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych, takich jak adres email, imię lub innych podanych w treści wiadomości, które pozwolą na moją odpowiedź. Korespondencja jest archiwizowana na serwerze skrzynki pocztowej.
WordPress: to platforma, na której działa mój blog. Jest zabezpieczona hasłem.
Komentarze: każdy mój wpis ma możliwość zamieszczenia komentarza. Przechowuję je na WordPress przez cały okres istnienia bloga. Przetwarzam takie dane jak imię, nazwisko, email, adres strony internetowej oraz numer IP.
Jeśli dodajesz komentarz, to wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych, które w nim zawarłeś. Dane są przetwarzane tylko w celu opublikowania komentarza na blogu. Część danych (imię, nazwisko, nick i zdjęcie profilowe) będą dostępne publicznie na blogu przy Twoim komentarzu.
Social Media: wszystkie kanały społecznościowe, na których prowadzę profile, tj. Facebook, Instagram, Pinterest.
Coockies (ciasteczka) i inne technologie śledzące: będąc na moim blogu wyrażasz zgodę na ich zbieranie, zgodnie z polityką prywatności. Nawet jeśli nie zamieścisz komentarza, to Twoja obecność zostanie odnotowana dzięki zainstalowanym ciasteczkom. Są one na każdej stronie, którą odwiedzasz.
Coockies: mały fragment tekstu, który serwis internetowy wysyła do przeglądarki i który przeglądarka wysyła z powrotem przy następnych wejściach na witrynę.
Cookies własne: wykorzystywane do prawidłowego funkcjonowania bloga.
Cookies podmiotów trzecich: to ciasteczka firm zewnętrznych, niezbędne do zbierania danych marketingowych, statystycznych, społecznościowych i komentarzy.
Korzystam z Google Analitycs w celu zbierania danych statystycznych o Czytelnikach. W tym celu wykorzystywane są pliki coockies Google LLC. Dane, które są zbierane są całkowicie anonimowe i nie pozwalają na identyfikację użytkownika.
Używam plików coockies Faceboocka (polityka prywatności Facebooka), Instagrama (polityka prywatności Instagrama), Pinterest (polityka prywatności Pinterest).
Program partnerski: na moim blogu działają też ciasteczka firmy Ceneo, dzięki kliknięciu na baner z linkiem do sklepu internetowego. Dzięki temu mogę troszeczkę zarobić na Twoich zakupach, bez straty dla Ciebie.
Logi serwera: gdy korzystasz ze strony, przesyłane są zapytania do serwera, na którym jest przechowywany ten blog. Takie zapytania są zapisywane w logach serwera.
Logi obejmują m. in. adres IP, datę i adres serwera, informacje o przeglądarce i systemie operacyjnym, z którego korzysta użytkownik. Logi są zapisywane i przechowywane na serwerze.
Dane zapisywane w logach serwera nie są wykorzystywane przeze mnie w celu Twojej identyfikacji, nie są kojarzone z konkretnymi osobami, które korzystają ze strony.
Zawartości w logach serwera nie są ujawniane osobom nieupoważnionym do administrowania serwerem; stanowią tylko materiał pomocniczy do administrowana stroną.
Korzystam z hostingu, dlatego powierzam przetwarzanie danych osobowych firmie Grupa Pino.PL Sp. z o.o., ul. Odrowąża 15, 03-310 Warszawa
UWAGA! Zombie ze smartfonem w ręku na drodze!
Od kilku dni zastanawiałam się, czy napisać na ten temat, ale dziś spotkałam zombie.
Jadąc obwodnicą naszego miasta, ulicą ruchliwą, którą codziennie przekracza mnóstwo ludzi, bo tuż obok jest szkoła, sąd, urzędy i park miejski. W dni szkolne przez ulicę pomaga przejść „Pan Stop” (wiecie: taki miły pan, który ma wielki znak STOP) – wyobraźcie sobie jak ruchliwa musi być ta ulica, ponadto większość samochodów to ciężarówki, które tędy omijają całe miasto.
I wyobraźcie sobie, że na przejście dla pieszych wkraczają nastolatki … Czytaj dalej UWAGA! Zombie ze smartfonem w ręku na drodze!
Karmisz? – Nie, głodzę!
Czy karmisz? – to najbardziej irytujące pytanie jakie słyszę od 4 miesięcy.
Jeśli to pytanie zadaje mi lekarz badający moje dziecko lub mnie, to uważam, że ma prawo, a nawet powinien je zadać. Ale jeśli słyszę je z ust postronnych osób – to dostaję białej gorączki i najchętniej mam ochotę odpowiedzieć: „Nie, głodzę!”. Czytaj dalej Karmisz? – Nie, głodzę!
chore dziecko w przedszkolu …
Mamo dziecka, które posłałaś chore do przedszkola,
pamiętam, jak na pierwszym zebraniu rodziców, poprosiłaś żeby nie posyłać przeziębionych dzieci do przedszkola, głównie ze względu na Twoje dziecko. Niewiele pamiętam co wtedy mówiłaś o chorobach na jakie cierpi Twoje dziecko, ale wspominałaś coś o obniżonej odporności i o tym, że Twoja córka ciężko przechodzi nawet katar. Czytaj dalej chore dziecko w przedszkolu …
Kolejne dziecko!!! I co teraz?
Spotkałam ją jakiś czas temu na ulicy. Mieszkamy w tej samej miejscowości, ale ostatni raz widziałyśmy się kilka lat temu. Moje życie toczy się głównie w stolicy, a gdy wracam po pracy do domu, to już nie mam siły na spotkania z koleżankami. Gdy ją zobaczyłam, była inną kobietą, niż tą którą pamiętałam. Smutna, przestraszona, przemęczona, jakby całą noc przepłakała. Co takiego mogło ją spotkać, że tak bardzo się zmieniła? Przecież kiedyś nie było dla niej problemu, którego nie dałoby się rozwiązać. Na pytanie co u niej od razu odpowiedziała, że jest w ciąży – trzeciej. Chciałam pogratulować, ale zawahałam się. Mówiąc to niemalże rozpłakała się. Dlaczego? Trójka dzieci to wyzwanie, ale możliwe do zrealizowania.
To on, jej ukochany mąż, którego wspierała na każdym kroku, nawet gdy rozsądek podpowiadał co innego, był sprawcą całego smutku. Nie chce dziecka, to jej wina, celowo zaszła w ciąże, oszukała go – co dzień słyszała te słowa. Przestał się do niej odzywać, patrzeć na nią, dotykać; gdy źle się czuła ignorował to zupełnie. Żadne argumenty nie trafiały do niego, rzucane jak grochem o ścianę, a ona czuje jak jej ciało zmienia się, chce urodzić . NIE! DOŚĆ! URODZI! Wbrew wszystkim. Trudno, da sobie jakoś radę, wytłumaczy maleństwu i jego rodzeństwu, dlaczego tata go nie chce.
Tego dnia wysłuchałam ją. Nie wspomniałam, że też spodziewam się trzeciego dziecka. Niestety nie dostała wsparcia od swojego męża, najbliższa rodzina też nie okazała zrozumienia. Z ust bliskich padało, tak często przytaczane w stosunku do rodzin wielodzietnych, stwierdzenie, że połaszczyła się na 500+.
Niestety ja też ostatnio często słyszę podobne złośliwe komentarze. O ile posiadanie dwójki dzieci jest całkiem normalne, to już trzecie i kolejne to w oczach społeczeństwa to już patologia. Wiem, że do takiej opinii przyczyniły się niektóre osoby, ale nie można generalizować i wrzucać wszystkich do jednego worka. Kiedyś, jeśli na świecie pojawiało się kolejne dziecko, to nikt rodziny nie oceniał przez pryzmat świadczeń, które mogliby otrzymywać. Dziś jeśli decydujesz się na kolejne dziecko to rodzina, znajomi, sąsiedzi, lekarze i tak Cię ocenią. Kolejna ciąża jest dla świadczenia i pewnie już nie wrócisz do pracy, bo Państwo Cię utrzymuje.
Nie zamierzam ukrywać tego, że kolejnego dziecka nie planowaliśmy, ale już je kochamy. Będzie ciężko, ale damy radę i mogę zapewnić wszystkich, gdyby rząd nie zafundował nam 500+, też byśmy sobie dali radę. Bardzo bolą komentarze, w których każdy lepiej wie dlaczego po raz kolejny będę mamą. Smuci wzrok ludzi, którzy na spacerze, w sklepie widzą mnie dwójką dzieci i ciążowym brzuchem.
Zanim następnym razem ocenisz – zastanów się. Garstka rodzin kieruje się tymi pobudkami, które Ty sam przypisałeś. Tylko nieliczni z tego powodu postanawiają przejść na utrzymanie państwa, ale Ty uważasz, że każdy. My matki więcej niż dwójki dzieci raczej z tego powodu nie będziemy rezygnować z pracy, bo naszym rodzinom najzwyczajniej w świecie to się nie opłaca. A z innej strony 500+ pomogło niektórym kobieto wyrwać się z patologicznego środowiska, dla swoich dzieci. Te matki mogły w końcu odejść z dziećmi od człowieka, który je krzywdził. Znam też rodziny, którym było ciężko, a te dodatkowe pieniądze pomogły i są ewidentnie inwestowane w dzieci – nie alkohol.
Zawsze trzymałam się z dala od polityki i nie jestem zadowolona z tego co dzieje się w naszym kraju, ale nie oceniam ludzi i chciałabym też by inni nie oceniali mnie.
P.S. wracając do mojej znajomej: spotkałam ją ponownie kilka dni temu. Znów się uśmiechała 😉 jej mąż nie potrafiłby bez niej żyć, za bardzo ją kocha. Zrozumiał. Myślę, że ktoś mu pokazał jak bardzo jest przerażona i cierpi, gdy jej nie wspiera. Dla odpowiedzialnego mężczyzny, który chciałby dla swojej rodziny wszystkiego co najlepsze, trudno jest zaakceptować pewne sytuacje. W tym przypadku udało się 😉
P.S. 2
Jeśli przysluguje Ci 500+, pamiętaj, że wniosek powinnaś złożyć do końca sierpnia.
Czy dieta pomaga przy nadpobudliwości?
Jak już wspominałam: mam syna z nadpobudliwością psychoruchową, z deficytem uwagi. Wraz ze specjalistami uznaliśmy, że wypróbujemy w pierwszej kolejności wszystkie metody, poza farmakoterapią. Tak wiec Młody uczęszcza na zajęcia z integracji sensorycznej i muzykoterapię. Stosowaliśmy też terapię rodzinną – choć ta ostatnia, chyba była bardziej potrzebna mi, po wszystkich perypetiach jakie przeszliśmy w szkole syna, przed uzyskaniem opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznej.
Całe szczęście, że poza ludźmi, którzy w mojej dzisiejszej ocenie nie powinni mieć prawa do pracy z dziećmi, spotkaliśmy wspaniałych ludzi, którzy pokazali nam, że ADHD nie jest straszne. Po tych wszystkich spotkaniach i rozmowach znów wróciła wiara, że jesteśmy dobrymi rodzicami, ale dostrzegliśmy też błędy, jakie popełnialiśmy – nieświadomie, myśląc że tak pomagamy własnemu dziecku. Dziś jesteśmy lepszymi rodzicami, znów cieszymy się rodzicielstwem.
By znów tak było zastosowaliśmy się do wskazówek specjalistów, ale przede wszystkim nie daliśmy sobie wmówić, że Młody jest złym dzieckiem, a my złymi rodzicami.
To co okazało się najskuteczniejsze, to jasne zasady, konsekwencja, cierpliwość i dieta.
W przypadku tego ostatniego stosowaliśmy metodę prób i błędów. Dużo czytaliśmy na ten temat, ale przede wszystkim wykonaliśmy badania na nietolerancję pokarmową. Młody nie ma alergii, więc nie potrzeba było diety eliminacyjnej, choć przyznam się, że przez ponad miesiąc stosowaliśmy dietę bezglutenową, ale w pewnym momencie odmówił współpracy i uznał, że chce do szkoły kanapkę ze zwykłą bułką a nie bezglutenową. Tej diety zaniechaliśmy jeszcze z innego powodu – otóż syn coraz częściej skarżył się na bóle brzuszka.
To co na pewno działa, to ograniczenie spożycia słodyczy, przede wszystkim tych barwionych, ponieważ zawierają cała gamę konserwantów. Nie będę mówiła, że w ogóle nie je słodyczy, bo najnormalniej w świecie bym skłamała. Bywa, że dostaje je od dziadków lub po prostu kolegów w szkole. Sami też czasami podajemy czekoladę 😉 przede wszystkim ograniczamy słodycze, ale stosujemy też zbilansowaną dietę.
Dieta dziecka z nadpobudliwością powinna polegać na ograniczaniu spożycia cukru, salicylanów i konserwantów, a zawierać produkty bogate w kwasy omega-3 i omega-6 oraz witaminy i związki mineralne.
Zwróć uwagę na zawartość cukru wybranych produktach spożywczych:
Zawartość salicylanów:
Dodatków do żywności – generalnie im mniej „E” w składzie produktu , tym lepiej:
Wybieraj te składniki produktu, które pozytywnie wpływają na pracę mózgu i nastrój:
Te tabele może wyglądają groźnie, ale wierzcie mi to działa. Ale ostrzegam, że nie ma efektu od razu i ograniczając słodycze i ulubione przekąski spotkacie się na pewno ze sprzeciwem (jestem pewna, że nie tylko ze strony dziecka, ale też babć). Efekty po zmianie diety będę zauważalne najwcześniej po 2 tygodniach – tyle czasu potrzebuje organizm, żeby się czyścić. Poza tym na pewno będzie opór ze strony dziecka – będzie przekonywało, a nawet pewnie wyjmie swoje pieniążki ze skarbonki i kupi sobie słodycze. Zmiana diety dziecka nie musi wiązać się z przygotowywaniem oddzielnych posiłków i naprawdę może być prosta. Ja zamieniłam tradycyjne oleje na olej kokosowy, dobrej jakości rzepakowy i oliwę z oliwek. Najtrudniej było pozbyć się kolorowych słodyczy i chipsów – dlatego mamy umowę, że takie rzeczy jemy rzadko i jeżeli już to w weekend. Ograniczenie słodyczy stosujemy u wszystkich naszych dzieci (na pewno im też to wyjdzie na zdrowie) – żeby żadne nie czuło się gorsze lub wyróżniane.
Rodzinka
To co najwspanialsze po ciężkim dniu czeka na mnie w domu.
Nieważne jak trudny będzie dzień to uśmiechy tej dwójki rekompensują wszystko
Uwielbiam! Kocham najmocniej na świecie.
Nic tak nie ładuje moich baterii jak oni.
Kłócą i przekomarzają się bez przerwy. Cały czas, gdy są razem, jest głośno. Co chwila, któreś skarży: mamo, a Kuba mnie popchnął, mamo, a Karolina mi przeszkadza w układaniu Lego. Ale wiecie co, gdy tylko nocują u babci to nie mogę zasnąć – a powinnam skorzystać z tego, że jest cisza Matki to jednak przewrotne istoty są.
Oj … diety chyba nie będzie :)
W Nowy Rok wkraczam zdecydowanym krokiem, pełna nadziei i planów na to co zrobię.
Ten rok ma być pod znakiem szczęścia, więc nie ma czasu na odkładanie na później. Trzeba działać od pierwszych dni. Zaczęłam już dziś. Wczoraj wieczorem zastanawiałam się co tak naprawdę daje mi satysfakcję, co sprawiało mi zawsze przyjemność i przychodziło z łatwością. Analizowałam i doszłam do wniosku, że najlepiej to ja potrafię gotować. W ciągu ostatnich lat trochę to zaniedbałam i zauważyłam, że do mojej kuchni wdarła się rutyna oraz lenistwo. Od kiedy dzieci chodzą do szkoły i przedszkola, gotuję tylko w weekendy. Nie należę do tych kochających żon, które codziennie dla męża mają przygotowany obiad i kolację, a rano robią kanapki. ( z tymi kanapkami to jest tak, że sama chętnie bym skorzystała, gdyby ktoś dla mnie też zrobił – zazwyczaj kupuję gotowe w kantynie).
Tuż po ślubie, niemalże codziennie przygotowywałam kolację dla dwojga. Zawsze było coś pysznego do jedzenia. I tak małżonek, niemalże książkowo, przybrał 10 kg przez pierwszy rok (niestety ja też, bo jako, że mój Ślubny nie lubi jeść samotnie, to ja mu zawsze towarzyszyłam ;( ).
W tamtym czasie w mojej kuchni można było znaleźć przyprawy z całego świata; kolekcjonowałam je pieczołowicie, bo w końcu nie ma nic lepszego od ryżu z szafranem, a do tego curry z kurczakiem.
Dziś do perfekcji mam opanowane przygotowywanie niedzielnego rosołu i pomidorowej (zawsze z przetartymi pomidorami z puszki lub świeżymi), oraz kotletów schabowych, na zmianę z mielonymi – bo takie menu preferują moje dzieci. A mi marzy się, wręcz śni po nocach, zupa tajska na bogato (z mnóstwem krewetek, bogactwem przypraw i mleczkiem kokosowym). Mam wrażenie, że wieki nie jadłam naprawdę pysznej potrawy, która przyprawiłaby mnie o obłęd.
Plan na ten tydzień: przynajmniej jedno danie tajskie, które sama przygotuję!
Jest tylko jeden problem. Moje dzieci nie jadają takich potraw. Nie chcę gotować dwóch lub trzech różnych dań. I tu jest wyzwanie do podjęcia: przekonać do nowego, potraw innych niż zwykle.
Może być trudno ;( niewiele osób wie, że dzieci, które cierpią na nadpobudliwość psychoruchową mają trudności w próbowaniu nowości. Choć mój syn wiele dań zaakceptował, to jednak nadal czuje niepokój przed nowymi smakami. Nie zawsze daje się przekonać do nowych smaków, czasami gdy spróbuje i raz posmakuje mu danie, to bywa, że kolejnym razem nawet nie chce go spróbować. Sukcesem jest to, że kosztuje różnych rzeczy i ufa nam, że warto.
Mam już plan na najbliższy tydzień i wyzwanie do podjęcia, ale rok ma 365 dni, więc przydałby się plan roczny – prawie jakbym była w pracy i analizując swój target roczny, dzieliła na plany miesięczne i tygodniowe 😉
Plan na rok 2017 to profesjonalny kurs kulinarny.
Pewnie osoby, które oczekiwały deklaracji otwarcia restauracji lub chociaż zatrudnienie w charakterze kucharza się trochę rozczarowały. Może kiedyś, za kilka lat. Teraz nie ma takiej opcji.
Trzymajcie kciuki, bym nie rezygnowała ze swoich planów, żeby nie podzieliły losów tych sprzed kilku lat.
A teraz już wiecie, dlaczego nie planuję diety odchudzającej. Kucharz, który jest chudy nie wzbudza zaufania wśród osób, które karmi 😉
Co za rok?
Od kilku dni wielu z nas przygotowuje postanowienia na Nowy 2017 rok. Niektóre z nas mają bardzo tradycyjne, np. schudnę 5 czy 10 kg, zmienię pracę, znajdę faceta. Ja też mam postanowienia, ale nie będę się odchudzała, bo choć pewnie powinnam stracić parę kilo, to jednak jest mi dobrze z moim ciałem. Nie będę szukała nowego faceta – już jednego mam 😉 ze słodyczy nie zrezygnuję, bo je po prostu uwielbiam, poza tym nie ufam tym osobom, które nie jedzą słodkości.
Będę szczęśliwa – to moje jedyne postanowienie na Nowy Rok. Będę szczęśliwa na przekór innym i dla innych.
Jeszcze nie wiem jak to osiągnę, ale dam radę. Przez ostatnich kilka miesięcy nauczyłam się mówić, że dam radę; nie postaram się, nie spróbuję, ale dam radę. I działa.
Dlatego w 2017 r.:
* zadbam o siebie – bo w tej gonitwie zapomniałam nawet drogi do kosmetyczki,
* będę bardziej zdecydowana,
* odważę się na rzeczy, których się bałam,
* zrealizuję swoje marzenia – ale o nich innym razem,
* podejmę wyzwania.
2016 r. był trudny, bardzo burzliwy i wiele mnie kosztował, dlatego nadchodzący rok będzie lepszy, bo pod znakiem szczęścia.
Wszystkim życzę szczęścia, bo to jest najważniejsze. Jak to dziś przeczytałam na FB: na Titanicu wszyscy byli zdrowi, ale szczęścia im zabrakło.
Widzimy się za rok Bawcie się dobrze !