Dziś dzieci nocują u cioci poza miastem. Odwiozłam je wieczorem, a wracając spojrzałam w niebo. Zobaczyłam coś, na co nie spoglądałam chyba wieki. Co? Gwiazdy! A konkretnie Wielki Wóz.
To nie jest widok, który dziś zobaczyłam – zdjęcie pożyczyłam z Internetu; mam wrażenie, że to co dziś widziałam to byłoby najpiękniejsze ujęcie, niestety nie jestem super fotografem, więc zdjęcie nie wyszło
Widok te ma dla mnie znaczenie sentymentalne. W czasach, gdy jeszcze nie byłam mężatką, z moim przyszłym, często patrzyliśmy w gwiazdy. Dziś po położeniu maluchów do łóżek nawet nie ma mowy o wyjściu z domu – przecież nie zostawimy ich samych.
Nie chodzi mi tu wcale o to, że dzieci są przeszkodą, tyko dziś zrozumiałam, że w całej tej gonitwie i codzienności, zapomnieliśmy o tym, co kiedyś sprawiało nam radość. Mogliśmy godzinami patrzeć w niebo trzymając się za ręce, w swoich objęciach zapominaliśmy o kłopotach. A dziś? Dziś zapomnieliśmy, że na niebie są gwiazdy, że wystarczy być blisko siebie, a smutek i żal znikną. Codziennie jesteśmy tak pochłonięci obowiązkami, że zapominamy o tym, dlaczego jesteśmy razem.
Spojrzałam w niebo i przypomniałam sobie, jak pięknie było kiedyś, o czym zapomnieliśmy przez te lata. Chciałam przypomnieć o tym mężowi, niestety telefon pozostał głuchy. Nasze dzisiejsze rozmowy nie należały do najmilszych, więc pomyślałam, ż po prostu obrażony, ale pyszna kolacja poprawi mu humor. Niestety znów nas dopadła rzeczywistość, a konkretnie wirus. Przed świętami maluchy chorowały na rota wirusa, dziś dopadło męża. A ja zupełnie nieświadoma swoich czynów, postanowiłam przygotować wariację nt. tortellini ze szpinakiem, a jak szpinak to i czosnek – to było trudne do zniesienia także kolację niestety zjadłam samotnie, a gwiazdy mogę pooglądać również tylko we własnym towarzystwie.